niedziela, 13 listopada 2011

Koncerty: Arena, Klub Progresja, Warszawa, 8 listopada 2011

Po sześciu latach od ukazania się ostatniego albumu „Pepper’s Ghost” światło dzienne ujrzało nowe wydawnictwo zespołu Arena zatytułowane „The Seventh Degree of Separation”. A właściwie dopiero ujrzy, ponieważ w sprzedaży album ten pojawi się dopiero pod koniec listopada. Jednak Ci, którzy dotarli na polskie koncerty zespołu, mogli poznać zawartość tego krążka nieco wcześniej. A pierwsze przesłuchania, o których wkrótce, są więcej niż obiecujące.

Arena powróciła na muzyczną scenę w nieco odmienionym kształcie. Za mikrofonem Roba Sowdena zastąpił Paul Manzi (znany między innymi z Oliver Wakeman Band) natomiast funkcję basisty ponownie objął John Jowitt (wcześniej pełnił ją w latach 1995–1998). Zmiany w składzie, a zwłaszcza na kluczowym stanowisku wokalisty, z reguły powodują najwięcej obaw wśród fanów. Dało się je odczuć w zasłyszanych uwagach wymienianych przez oczekującą na występ zespołu publiczność.

Zanim jednak na scenie pojawili się muzycy brytyjskiej formacji, muzyczną ucztę dla publiczności przygotowali członkowie Believe. Pierwszy utwór w wykonaniu zespołu (No Time Inside) nie rozgrzał publiczności, jednak kolejne kompozycje w ich wykonaniu przyjmowane były z coraz większym entuzjazmem. Szczególnie dobrze zabrzmiał zamykający set utwór Poor King Of Sun/Return, w którym muzycy pokazali pełnię swojego kunsztu. Występ grupy Believe znakomicie wprowadził publiczność w nastrój wieczoru wypełnionego neoprogresywnymi dźwiękami.

Kilka, a może kilkanaście minut po dwudziestej pierwszej na scenie pojawili się muzycy Areny. Zaczęli od kompozycji The Great Escape otwierającej najnowszy album zespołu. Lepszego otwarcia nie można zresztą od nich oczekiwać. Ten dynamiczny utwór od samego początku przykuł uwagę publiczności, która dała się ponieść scenicznemu show. Muzycy od czasu do czasu wspierali bowiem swój występ, prostymi, acz sugestywnymi środkami wizualnymi. Wielbiciele filmu Bram Stoker’s Dracula mogli dostrzec pewne podobieństwo ucharakteryzowanego wokalisty do hrabiego Draculi podczas wykonywani utworu Don’t Forget To (Breathe).

Muzyka z nowej płyty nie zdominowała występu zespołu Arena. Oprócz The Great Escape można było usłyszeć także, o ile mnie pamięć nie zawodzi, utwory Rapture, What If?, The Ghost Walks, The Ghost Walks, The Tinder Box, One Last Au Revoir? czy Burning Down. Zwłaszcza ten ostatni zabrzmiał znakomicie. Muzycy sięgnęli jednak także po utwory ze starszych płyt. Znakomicie wypadły dwie kompozycje z debiutanckiej płyty zespołu „Songs From The Lion’s Cage”: Valley Of The Kings oraz Crying For Help IV. Zwłaszcza ten ostatni zabrzmiał znakomicie w interpretacji Paula Manzi’ego.

Nowy wokalista zaprezentował się znakomicie zarówno w nowym, jak i starszym repertuarze. Kompozycje z poprzednich płyt zespołu wykonywał z dużą swobodą, nie tracąc nic ze swego stylu wokalnego. Jego głos świetnie pasował do dynamicznych, bardziej hard rockowych kompozycji, których na koncercie akurat nie brakowało.

Mnie tylko zabrakło kompozycji z mojej ulubionej płyty Areny zatytułowanej „Contagion”. Szkoda, że muzycy wykonali tylko jeden utwór pochodzący z tego albumu (Ascension).

Arena świetnie się zaprezentowała na scenie Progresji. Widać było, że wspólna gra sprawia muzykom sporo przyjemności. Dobry nastrój udzielił się także publiczności żywiołowo reagującej na to, co działo się na scenie. Szkoda tylko, że widzów tej było niezbyt dużo. Ale może następnym razem, miejmy tylko nadzieje, że nie nastąpi on za sześć lat, publiczności będzie więcej. Bo warto ten zespół zobaczyć.

Komentarze (0):

Prześlij komentarz

Subskrybuj Komentarze do posta [Atom]

<< Strona główna